Dzień 3: Rowy->Czołpino (latarnia)->Kluki->Wicko->ŁebaTrzeci dzień zapowiadał się jakoś pechowo, ponieważ po spakowaniu się, gdy chciałem już pakować rower okazało się, że nie mam powietrza z tyłu. Na kempingu kręciło się dużo dzieciaków, więc pomyślałem, że może zrobili mi kawał, napompowałem koło i wyglądało, że wszystko jest OK i nic nie ucieka. Zapakowałem się i ruszyłem w drogę do wejścia do Słowińskiego Parku Narodowego, gdzie praktycznie przed samą budką, gdzie sprzedawano bilety usłyszałem dość głośny syczący dźwięk i w moim tylnym kole nie było już powietrza, teraz było jasne, że to nie był jednak kawał dzieciaków:(
Operacja troszkę potrwała, bo musiałem wyjąć sprzęt i nakleić łatkę, ale pacjent przeżył i czuł się dobrze:) za to ja miałem troszkę ubrudzony, ale dzięki uprzejmości leśników umyłem się u nich w łazience przy muzeum:)
Znani już Niemcy oczywiście jechali tą samą trasą komentując odbywającą się operację "Oh Shit!"
Przejazd przez park gorąco polecam wszystkim!
Widoczki, miejsca na postój i naprawdę dobra droga jak na leśną ścieżkę.
Jezioro w Parku (na mapie nie miało nazwy)W tym samym czasie co ja jechały jeszcze inne ekipy rowerzystów także był tam niezły ruch, przy okazji postoju przy jeziorku udało mi się znaleźć na zdjęciu dzięki uprzejmości innych turystów, którym też zrobiłem zdjęcie.
Ja, rower i mostek :Pnajciekawszy był 3km odcinek (będący szlakiem,skrótem) przed samym Czołpinem.
Idealna droga :)Droga na górę, gdzie znajduje się latarnia to prawdziwe wyzwanie, szczególnie jak chce się to zrobić z obładowanym rowerem, za to jaka satysfakcja na szczycie:) (nigdy się tak nie spociłem jak wchodząc na tą górę:P)
Latarnia Czołpino
Widok na podejście.Po lekkim odpoczynku i pożywieniu się batonikiem wyruszyłem do miejscowości Kluki w celu zwiedzenia skansenu. Jeżeli ktoś z was będzie w okolicy to powinien obowiązkowo odwiedzić to miejsce.
Kuchnia
Pokój
ChataPo zwiedzeniu całego kompleksu postanowiłem wykorzystać zdobytą przed wyjazdem wiedzę i wyruszyć "skrótem" do Izbicy i tutaj zaczęła się seria nieszczęść zapoczątkowana rano. Zaraz przed wyjazdem w trasę przyszła potężna burza, jeszcze nie padało więc postanowiłem się pospieszyć i uciec, ponieważ szła raczej brzegiem i nie powinno przejść przez Kluki. Zaraz jak wyjechałem i przejechałem może z 2km szklakiem okazało się jednak, że burza w pełni "zachaczy" o moją trasę i znalazłem się na środku jakiegoś pola/bagna, deszcz lał jakby był to pokaz straży pożarnej i pioruny waliły dookoła:)
Droga zamieniła się w jezioro/bagno i z moimi oponami raczej na asfalt/drogę leśną nie byłem w stanie jechać dalej i musiałem zawrócić przy okazji uciekając wałem i zastanawiając się czy walnie we mnie piorun ^^. Cała ta ucieczka odbiła się lekko na moim zdrowiu, ponieważ przeskoczyło mi coś w kolanie (co się czasem zdarza bo miałem kiedyś uraz) i miałem lekkie problemy z jazda rowerem:(
Schowałem się od wiatą i przeczekałem burzą, po czym nie ryzykując dalszych niespodzianek na bagnie pojechałem okrężną drogą przez drogę nr 213 do Łeby.
Kolano tak nie bolało, ale zrobiłem użytek z apteczki i nasmarowałem nogę maścią rozgrzewającą co bardzo ułatwiło podróż do Łeby.
Zrobiłem specjalnie zdjęcie roweru jak wyglądał o tych bagiennych eskapadachW Łebie zatrzymałem się na polu namiotowym Marco Polo, bardzo fajne miejsce:) i na koniec dnia chociaż coś pozytywnego i zarazem zaskoczenie:P okazało się, że obok rozbici są wcześniejsi Niemcy :)))))))))
Zacząłem się zastanawiać czy czasem mnie nie śledzą:P
Dzień 4